Od
razu po wyjściu z pokoju „mama” Laury oznajmiła jej, że jeśli
tylko spróbuje uciec odstrzeli jej nogę. Cóż, nie warto było
ryzykować.
Czarny,
niewysoki samochód już na nich czekał. Kobieta wepchnęła do
niego Laurę i bez słowa sama też wsiadła. Kierował nim jakiś
mężczyzna, ale dziewczyna nie mogła mu się dobrze przyjrzeć, bo
tył samochodu od przodu oddzielała kratka.
Do
Laury dopiero teraz docierało w jak okropnej sytuacji się znalazła.
Na końcu tej podróży mogły istnieć tylko trzy wyjścia. Jakimś
cudem uda się jej uciec co było praktycznie niemożliwe (ale zawsze
jakaś tam niewielka szansa istniała). Zabiją ją od razu po
wyjściu z auta lub od razu bez zbędnych kul spalą żywcem. Lub co
wydawało się być najbardziej prawdopodobne – stanie się
"przestrogom".
Zawiozą
ją do centrum. Oczywiście nie przebaczą jej tego co zrobiła, nie
ma wyjątków by dawać drugą szansę. Stanie się ofiarą na pokaz.
Będą ją torturować, męczyć, znęcać się nad nią. Nie pozwolą
jej umrzeć dopóki wszystkim odechce się robienia podobnych
numerów, niesłuchania się. Nie pozwolą jej popełnić
samobójstwa, to byłoby zbyt szlachetne z ich strony. Laura pierwszy
raz w życiu uznała, że chciałaby w tej chwili umrzeć. Nie czuła
ludzkich uczuć lecz odczuwała fizyczny ból. Może w lekko
mniejszym stopniu od normalnego człowieka, a może nawet tak samo.
Nie wyobrażała sobie takiego wiecznego potępienia, szyderstwa z
niej.
Pamiętała,
że kiedyś, kiedy była jeszcze dosyć mała z jedną dziewczyną
zrobili podobnie. Za karę, że okazała się być czarną owcą, że
coś przewinęła skazali ją na coś gorszego niż śmierć.
Przywiesili jej na szyi tabliczkę „I ty skończysz podobnie, jeśli
popełnisz ten błąd”. Każdy mógł się na niej wyżyć. To było
okropne, bo ci wszyscy ludzie, którzy wcześniej ją lubili i stali
po jej stronie, mając okazje do ponabijania się z kozła ofiarnego
robili z nią straszne rzeczy. Jakby byli pewni, że sami zawsze będą robić wszystko idealnie.
Teraz
i ja tak skończę – pomyślała Laura. By do tego nie dopuścić
zaczęła obmyślać czym mogłaby skrócić swój żywot, jednak nic nie
przychodziło jej do głowy. Udusić się pasami? Raczej nie byłaby
w stanie. Nie wiedząc co może uczynić po prostu czekała, która z
końcowych opcji okaże się prawdą.
Po
jakimś kwadransie, samochód zatrzymał się obok stacji benzynowej.
Kobieta, podająca się za matkę Laury wysiadła i udała się w
stronę sklepu.
-Słuchaj,
mam dla ciebie pewien układ. Nie zabiję Cię jeśli będziesz ze
mną współpracować – odezwał się mężczyzna siedzący z
przodu.
Więc
zostanę żywą przestrogą dla innych? – pomyślała Laura –
wtedy jednak zapewne nie mówiłby mi o tym. Czy istniało z tego
jakieś inne wyjście?
-Naprawdę,
nie obiecuję, że cię od razu po tym wypuszczę... ale może pozwolę
ci uciec – uśmiechnął się – jedyne co chce to żebyś podała
mi kilka informacji.
-Ja panu
mam zdradzić jakieś tajemnice, a pan może mnie wypuści, a może
odda do tortur? -Żadne tajemnice i nikt nie będzie cię torturować. Chcę tylko wiedzieć czy... Czy może Draco przeżył?
A
więc o to chodziło. Chciał się upewnić czy wszyscy prócz niej
już zginęli. Nie znaleźli w ciężarówce ciała Draco, więc
obstawiają możliwość, że może jednak udało mu się przeżyć.
Tylko czemu mieliby być aż takimi debilami żeby nie przeszukać
najpierw szpitala?
Drzwi
samochodu się otworzyły.
-okay,
wszystko wam powiem. Jestem tylko ciekawa jak mnie znaleźliście –
odezwała się w końcu Laura. -Tak się składa, że Zofia – mężczyzna wskazał na siedzącą obok kobietę – mieszka w tym mieście w wili, w której spałaś. Rozpoznała Cię ze zdjęć, które kilka dni temu wysłano jej z centrum i zadzwoniła po mnie. Jednym słowem miałaś naprawdę ogromnego pecha.
-Serio, mogłaś być w milionach innych miejsc, a ty trafiłaś tutaj. - Mężczyzna nie przestawał się śmiać.
-To prawda – uśmiechnęła się kobieta – w dodatku stało się to akurat wtedy, kiedy jestem na urlopie. Normalnie rzadko bywam w domu.
-Doprawdy
istny komedio-dramat – powiedziała zrezygnowanym tonem Laura - W dodatku chyba trochę
naciągany. Mogliście wymyślić milion innych odpowiedzi, a
wciskacie mi akurat ten szajs.
Zofia spojrzała na mężczyznę i zaczęła coś mówić, ale Laura nie dała jej skończyć.
-Nie prościej byłoby po prostu przyznać, że mnie śledziliście? Co w tym złego?
-Jeśli kłamstwa bardziej Cię uszczęśliwiają, możesz wierzyć w tą wersję.
-Nawet wasze głowy wywieszone na murach nie byłyby w stanie mnie uszczęśliwić. Dobrze o tym wiesz! Byłyby jedynie...
-Dobrze, uspokój się! Chcemy od ciebie tylko tą jedną informacje - odparł wpatrując się w Laurę. A ona zastanawiała się, czemu pozyskanie jej jest dla niego aż tak ważne.
-Zresztą powinnaś być nam wdzięczna. Teoretycznie to dzięki nam istniejesz. Jesteś wiecznym dłużnikiem centrum, gdyby nie ono nigdy by cię nie było. Dobrze o tym wiesz. - Kobieta oczywiście musiała dorzucić swoje pięć groszy. Zapewne nie zdawała sobie sprawy jak swoimi słowami zepsuła wszelkie możliwe negocjacje z dziewczyną.
-Mam być wam wdzięczna? - Laura roześmiała się - wdzięczna? Przez was jestem niczym. Jedyne moje cechy to gniew, chciwość, nienawiść. Nie uratowaliście mnie, a zamieniliście w potwora na waszą korzyść. Potraktowaliście mnie jak zabawkę. Człowieka nie wymienia się na lepszy model! Widocznie wy jednak nie macie do mnie tyle szacunku by mnie za niego uważać, bo tak właśnie chcieliście zrobić. Powiedzcie jak mam być wam wdzięczna skoro zostawiliście we mnie to co najgorsze w człowieku!
Ale wiecie co? Kiedyś to wszystko obróci się przeciwko wam. Dołożyliście wszelkich starań by moją pasją było zabijanie, a mimo to chcecie bym was traktowała z miłością i szacunkiem? Więc to tak nie działa... Nie rozumiem jednak jednego. Mimo, że to ja jestem eksperymentem, maszyną do zabijania, a wy macie wolną wolę, macie wszystkie uczucia, które mi zabraliście, czemu to wy jesteście gorsi o de mnie? To przecież ja powinnam być tą złą, a wychodzi odwrotnie.
Laura chciała jeszcze dodać - czemu nie jesteście tacy jak Alicja, choć macie te same uczucie? Czemu mając wolną wolę wybraliście tak głupią drogę? - ugryzła się jednak w język. I tak by nie zrozumieli tego pytania, tak więc po co szukać u nich odpowiedzi.
Zofia pokręciła tylko przecząco głowo nie zmywając z twarzy swojego uśmieszku, jakby to wszystko było tylko głupim żartem. W końcu jeszcze czego! Żeby to nieudany eksperyment mówił jej refleksje na temat życia. Mężczyzna chwilę wpatrywał się w drogę, po czym ruszył. Z jego twarzy Laura nie potrafiła nic odczytać.
- Czemu jej już nie zabijemy? Skoro raczej się na nic nie przyda - mówiła tak jakby Laura przez kraty nie mogła jej usłyszeć.
- Poczekaj jeszcze chwilę, mam pewien plan.
Jechali przez jakieś pół godziny w ciszy przerywanej jedynie pytaniami Zofii o to czemu tak dziwnie jadą, i odpowiedziami mężczyzny, żeby mu zaufała, bo wie co robi. W końcu samochód zatrzymał się na jakichś polach. Obaj dorośli z niego wyszli.
- Wiem, że jesteś w tym wszystkim dobry i naprawdę ci ufam dlatego pierwsze co to ciebie wezwałam - kobieta uśmiechnęła się i stając na palcach go pocałowała. - Jednak mógłbyś wtajemniczyć mnie już w ten swój plan.
- Och, nie niecierpliw się już tak. Po co zresztą mówić, skoro mogę ci go pokazać. Tylko zanim do niego przejdziemy, jestem ciekaw czemu tak w ogóle to wszystko wybrałaś? Ta praca, morderstwa, czemu chciałaś być tego częścią?
- Co? Skąd ci się tak nagle wzięło na takie pytania? Zresztą odpowiedź jest chyba dość prosta. Każdy zarabia jak może. Mi spodobał się ten sposób. Po za tym kogo ja morduję? Te nieudane próbki, które wyrządziłyby jeszcze większe zło światu? Te matki, które chciały zabić własne dziecko?
- Cóż można na to spojrzeć w ten sposób. Ale morderstwo to morderstwo, rzadko kiedy ma dobre wytłumaczenie. I jeśli tyle lat nie wystarczyło byś przestała sobie wmawiać swoje kłamstewka to chyba jednak jest już trochę za późno - Mówił to tak obojętnym tonem jakby zamawiał danie w restauracji. Po czym wyciągnął pistolet.
Zofia najpierw się roześmiała, ale potem jej oczy przepełnił strach.
- O co ci znowu chodzi? Co to ma być? Przestań, przecież mnie kochasz...
- O nic. Po prostu wykonuję swoją robotę. Z tym jak i zresztą z wieloma rzeczami jesteśmy do siebie podobni. Bo widzisz, kochanie ja też bardzo dużo kłamie - odparł po czym pociągnął za spust. Wyjął z bagażnika benzynę i po oblaniu ciała podpalił je.
I właśnie wtedy Laura zamachnęła się pałką, którą znalazła w samochodzie.
- popełniasz duży błąd! - zdążył krzyknąć zanim upadł na ziemię.
- To ty go popełniłeś. Zapomniał pan domknąć bagażnik - odparła, choć on już jej nie słyszał. Zapewne wciąż żył, ale Laura nie miała zamiaru go dobijać. W końcu morderstwo to morderstwo, a ona nie chciała być nawet trochę podobna do tych ludzi, którzy ją wychowali.
Wyjęła z kieszeni mężczyzny kluczyki po czym wsiadła do samochodu. Uczyła się kiedyś kierować, więc w miarę wiedziała jak jeździć. Jadąc ulicą zastanawiała się nad tym co się właściwie zadziało. Dlaczego najpierw nie udali się przeszukać szpital zamiast ją wypytywać, czemu ten mężczyzna ją zabił, i niby z jakiego powodu ucieczka miałaby być dużym błędem? Czy może miał jej teraz coś innego do zaoferowania? Wszystko stawało się jeszcze bardziej poplątane i zamiast choć jednej odpowiedzi dostawała masę nowych pytań.
Wiedziała, że musi zawrócić do tego poplątanego miasta. Choć prawdopodobieństwo, że wszystko pójdzie po jej myśli było bliskie zera musiała zaryzykować. Mimo wszystko potrzebowała kogoś do pomocy, a znała tylko jednego chętnego. W końcu szczęście ostatnio się do niej uśmiechało, może i tym razem będzie po jej stronie. Zresztą prócz życia nie miała zbyt wiele do stracenia. A czym jest życie bez ryzyka?
- Poczekaj jeszcze chwilę, mam pewien plan.
Jechali przez jakieś pół godziny w ciszy przerywanej jedynie pytaniami Zofii o to czemu tak dziwnie jadą, i odpowiedziami mężczyzny, żeby mu zaufała, bo wie co robi. W końcu samochód zatrzymał się na jakichś polach. Obaj dorośli z niego wyszli.
- Wiem, że jesteś w tym wszystkim dobry i naprawdę ci ufam dlatego pierwsze co to ciebie wezwałam - kobieta uśmiechnęła się i stając na palcach go pocałowała. - Jednak mógłbyś wtajemniczyć mnie już w ten swój plan.
- Och, nie niecierpliw się już tak. Po co zresztą mówić, skoro mogę ci go pokazać. Tylko zanim do niego przejdziemy, jestem ciekaw czemu tak w ogóle to wszystko wybrałaś? Ta praca, morderstwa, czemu chciałaś być tego częścią?
- Co? Skąd ci się tak nagle wzięło na takie pytania? Zresztą odpowiedź jest chyba dość prosta. Każdy zarabia jak może. Mi spodobał się ten sposób. Po za tym kogo ja morduję? Te nieudane próbki, które wyrządziłyby jeszcze większe zło światu? Te matki, które chciały zabić własne dziecko?
- Cóż można na to spojrzeć w ten sposób. Ale morderstwo to morderstwo, rzadko kiedy ma dobre wytłumaczenie. I jeśli tyle lat nie wystarczyło byś przestała sobie wmawiać swoje kłamstewka to chyba jednak jest już trochę za późno - Mówił to tak obojętnym tonem jakby zamawiał danie w restauracji. Po czym wyciągnął pistolet.
Zofia najpierw się roześmiała, ale potem jej oczy przepełnił strach.
- O co ci znowu chodzi? Co to ma być? Przestań, przecież mnie kochasz...
- O nic. Po prostu wykonuję swoją robotę. Z tym jak i zresztą z wieloma rzeczami jesteśmy do siebie podobni. Bo widzisz, kochanie ja też bardzo dużo kłamie - odparł po czym pociągnął za spust. Wyjął z bagażnika benzynę i po oblaniu ciała podpalił je.
I właśnie wtedy Laura zamachnęła się pałką, którą znalazła w samochodzie.
- popełniasz duży błąd! - zdążył krzyknąć zanim upadł na ziemię.
- To ty go popełniłeś. Zapomniał pan domknąć bagażnik - odparła, choć on już jej nie słyszał. Zapewne wciąż żył, ale Laura nie miała zamiaru go dobijać. W końcu morderstwo to morderstwo, a ona nie chciała być nawet trochę podobna do tych ludzi, którzy ją wychowali.
Wyjęła z kieszeni mężczyzny kluczyki po czym wsiadła do samochodu. Uczyła się kiedyś kierować, więc w miarę wiedziała jak jeździć. Jadąc ulicą zastanawiała się nad tym co się właściwie zadziało. Dlaczego najpierw nie udali się przeszukać szpital zamiast ją wypytywać, czemu ten mężczyzna ją zabił, i niby z jakiego powodu ucieczka miałaby być dużym błędem? Czy może miał jej teraz coś innego do zaoferowania? Wszystko stawało się jeszcze bardziej poplątane i zamiast choć jednej odpowiedzi dostawała masę nowych pytań.
Wiedziała, że musi zawrócić do tego poplątanego miasta. Choć prawdopodobieństwo, że wszystko pójdzie po jej myśli było bliskie zera musiała zaryzykować. Mimo wszystko potrzebowała kogoś do pomocy, a znała tylko jednego chętnego. W końcu szczęście ostatnio się do niej uśmiechało, może i tym razem będzie po jej stronie. Zresztą prócz życia nie miała zbyt wiele do stracenia. A czym jest życie bez ryzyka?
Tak się zastanawiam czy ktoś jeszcze to czyta... Opowiadanie zaczyna zmierzać ku końcowi, a ja ostatnio myślę nad tym żeby zamknąć bloga bo i tak chyba nikt tu już nie zagląda.
Ps. Następny rozdział będzie pisany z innej perspektywy. I tak w ogóle to takie dołujące kiedy masz już napisane kilka kolejnych stron historii i nagle stwierdzasz, że jednak lepiej jakby to się lekko inaczej potoczyło i to wszystko usuwasz ;-;