poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział VII

 Tak, wiem, że mimo takiej długiej przerwy ten post jest nadzwyczaj krótki, ale po prostu nie miałam za bardzo weny i  czasu. Jadę jeszcze teraz na 11 dni na plener i postanowiłam dodać chociaż to co mam.
_________________________________________________________________
Każdy z nas ma jakieś dziwactwa. Niektórzy próbują je ukryć, inni pokazać światu. Śmieszne, przerażające czy po prostu nienormalne, istnieją i nic z tym nie możemy zrobić.
Wyróżniającym się lekko spomiędzy stosu innych, największym dziwactwem Laury były zombie. Mania na ich punkcie istniała odkąd dziewczyna nauczyła się dobrze mówić. Kiedy inne dzieci oglądały kolorowe bajki, ona wykradała się by podglądać filmy "starszych". Różnorodne horrory, które nie mogły jej przecież przestraszyć. I spośród przewijających się postaci, najbardziej ciekawiły ją właśnie te "szwendacze" pokazujące się od czasu do czasu na ekranie. Sama nie miała pojęcia czemu te zawsze takie same, niczym nie wyróżniające się między sobą potwory najbardziej ją interesują.
Ilekroć próbowała zrozumieć zachowanie głównych postaci czuła pustkę w głowie. Nawet będąc jeszcze małym dzieckiem, wiedziała, że to co robią jest nielogiczne, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nie mogła zrozumieć ich bezradności i strachu, tych instynktów, których jej nigdy nie było dane się nauczyć. Najbardziej szokowało ją jednak to,jak wiele niektórzy bohaterowie są wstanie poświęcić dla jednej osoby. Były to zbyt skomplikowane odruchy dla dziewczynki, która nigdy nie miała kochać. A zombie? Zombie były tak proste i oczywiste do rozgryzienia.
Od zawsze jednak wiedziała, że "szwendacze" nie są w stanie istnieć. Teraz jednak patrząc na furgonetkę miała pewne wątpliwości.
Między trupami niezgrabnie poruszał się blady chłopiec, którego kiedyś blond włosy, były teraz prawie całe czerwone. Jego jedna ręka zwisała bezwładnie, druga wyciągnięta była w kierunku Laury. Jego odzież przybrała szkarłatną barwę. I nawet sztormowe oczy wyglądał jakby były martwe. I tylko jego głos mógł zdradzić, że jeszcze nie jest trupem.
- Zamierzasz się na mnie tak gapić, aż ktoś nas znajdzie i oboje zginiemy czy może raczysz mi pomóc? - spytał.
Laura pomyślała, że ma jeszcze jeden wybór. Może szybko uciec bez niego. Bez zbędnego balansu. Ale czy aby na pewno Draco był nieprzydatny? Mógł jej pomóc. Może teraz też pragnął zemsty. A w dwie osoby przecież raźniej.
W końcu stwierdziła, że dłużej zajmie jej zastanawianie się nad tym niż przeniesienie go. Słuchając jego jęków wzięła go pod ramię. Zdążyli dojść zaledwie do głównej drogi, kiedy zauważyli, że drzwi wejściowe hotelu lekko się uchylają. Ale najwidoczniej Laura w całym tym nieszczęściu miała wielkie szczęście. Na nieruchliwej ulicy, przed nimi zatrzymał się samochód, co zapewne w zupełności było zasługą zakrwawionego Draco. Zanim hotelowe drzwi się otworzyły wsiedli do niego.
- Proszę szybko jechać na pogotowie! - zawołała Laura swoim dobrze wyćwiczonym, zrozpaczonym głosem.
Kierowca od razu ją usłuchał. Była to młoda kobieta, ubrana w błyszczącą sukienkę. Jej makijaż zakrywający twarz nie zdołał ukryć przerażenia malującego się na jej twarzy. Laurę zastanawiało czemu w ogóle się zatrzymała. Widać, że dziewczyna należała do tych, które boją się ubrudzić. Spoglądała na tylne siedzenia jakby zastanawiała się czy ta krew z pokrowców się zmyje. A Laura choć powinna mieć na głowie inna zmartwienia myślała właśnie o tym, czy to "ludzki odruch" kazał dziewczynie ich uratować.
Nastolatka nie spojrzała w tył by zobaczyć czy ich nie śledzą. Chciała to wszystko zostawić za sobą, tą za bardzo rozlaną krew, już wiecznie śpiące twarze znajomych i świadomość, że nie zdołała temu zapobiec. Zresztą co może dać wiedza, że za nimi podążają? Teraz i tak nie mieliby jak uciec przed tym żniwiarzem schowanym za opiekunami. Laura nie zerknęła nawet na Draco. Słysząc jego jęk przeszło jej jedynie przez myśl, że on także może za chwilę dołączyć do grupy martwych. Od początku wiedziała, że na pewno kilka osób z nich zginie. Nie sądziła jednak, że stanie się to tak szybko, i że z tego świata odejdzie prawie cała grupa. Przez chwilę cząstka jej godności podupadła. Potem znów dzika strona zawładnęła jej ciałem. Przestała myśleć o zmarłych.
Wpatrując się w fotel wyobrażała sobie tych co jeszcze żyją. Tych co za niedługo przestaną oddychać... Myślami wciąż wracała do tamtego opiekuna. Jego serce, które coraz wolniej biło, jego zdziwienie na zastygłej, szkarłatnej twarzy. Moment sprawił, że zaczęła rozumieć czemu Draco zabijał. Jakby nic się już nie liczyło, jakby istniała tylko krew. Jej ciało przedarte na miliony części, łączyło się w jedną całość, przypominało sobie do czego zostało stworzone. Ale jakaś zaplątana cząstka wciąż powtarzała NIE. Ona miała być dobra, przecież złożyła obietnice.
To była tylko samoobrona - myślała. Pragnęłam ich śmierci.
Nie tylko się zemszczę, zapobiegnę tylu śmierci, zniewoleń - powtarzała. Chcę widzieć jak cierpią.
Jeśli mi się uda będę bohaterką, może zdołam w końcu coś poczuć - wmawiała sobie. Ale teraz chcę ich krwi.
Jestem tylko zwykłym człowiekiem, ale zdołam to zrobić - pragnęła w to wierzyć.
Teoretycznie jestem psychopatką.
                                                                     ***