sobota, 24 maja 2014

Rozdział VI

                                                                     ***
Niby to my decydujemy o swoim losie. Niby to my dokonujemy wyborów. Niby to od nas zależy jak potoczy się nasze życie. I niby to my jesteśmy odpowiedzialni za nie.
Tylko co daje nam możliwość wybrania dróg, kiedy nie wiemy co skrywają? Co daje nam samodzielne podejmowanie decyzji, kiedy nie wiemy ile możemy przez nią stracić?

                                                                     ***
 
Jutro wieczorem każda para miała rozejść się w swoją stronę. Odejść i więcej się nie spotkać. Laura nie chciała jeszcze spać ani nie miała ochoty na pożegnalne rozmowy, więc wszyła z budynku.
Słońce znów zmieniło rolę ozdabianie nieba z księżycem i znikło za horyzontem. Srebrnej kuli zaczęły towarzyszyć coraz jaśniejesz gwiazdy. Na ulicach nie było widać żadnych ludzi ani samochodów. Dopiero po półgodzinnej drodze na wzgórzach zaczęły być widoczne szare domki.
Laura pomyślała, że od teraz będzie podróżować tak codziennie. To zarazem cudowne i okrutne. Wiązać się z jakimś miejscem i odchodzić z niego na zawsze. Wyobrażała sobie siebie jako staruszkę wspinającą się po górach by dojść do niezamieszkanych jeszcze terenów. A może osiedli się na stałe w miejscu, z którego nie da się odejść bo jest zbyt niezwykłe by można byłoby je porzucić.
Kiedy owiał ją chłodny wiatr zaczęła powoli wracać do hotelu. Niebo było już zupełnie ciemne. Poczuła lekkie zmęczenie i głód. Niestety nigdzie nie było żadnego sklepu, choć nawet gdyby był niewiele by to dało, bo nie miała przy sobie żadnych pieniędzy. Nie zastanawiała się jak je zdobędzie. Nigdy w życiu nie kradła bo nic jej nie brakowało, ale nie wydawało się to trudne.
Kiedy wreszcie dotarła weszła do pokoju i zdała sobie sprawę, że nikogo w nim nie ma. Na łóżkach nie było już porozrzucanych ciuchów, ani plecaków. Czyżby ją opuścili? Czy nie chcieli na nią czekać bo czyhało na nich niebezpieczeństwo? A może uznali, że początkowy plan był jednak lepszy, tyle że to ona zajęła miejsce Draco. Wyjrzała przez okno. Widziała jedynie puste, rozciągające się pola. Zastanawiała się po co musiała iść na ten głupi spacer. Teraz ją zostawili, co jeśli na przynętę?
Usłyszała jakieś głosy. Były coraz bardziej wyraźne i zaczęła je rozpoznawać... Była na drugim piętrze, nie mogła skoczyć. Zresztą nawet gdyby, gdzie by pobiegła? Przez cudowne pola na pewno by ją trafili. Została tylko szafa.
Rozległo się skrzypienie drzwi. Przez szparę w szafie widać było dwie wysokie postacie.
          -Przeszukałem ten pokój dwa razy. Nic tu nie znajdziesz – rozległ się niski głos jednego z jej byłych opiekunów – lepiej już wracajmy. I tak zrobilibyśmy kawał dobrej roboty.
           -Tylko czemu ona tak nagle znikła? Czyżby była doprawdy tak mądra by to przewidzieć? - spytał drugi.
Nie, nie była – opowiedziała w myślach Laura. O cokolwiek chodziło nie zdołała tego przewidzieć. Była na tyle głupia by wpakować się w tą pułapkę, by bezmyślnie iść się przejść. Ale kto by pomyślał, że jeden głupi spacer może kosztować ją życie?
Jeden z mężczyzn zbliżył się do szafy. Wystarczyłoby by podniósł rękę i chwycił za uchwyt, a jej życie natychmiastowo by się skończyło.
Laura, lat 15 zginęła 7 września (dokładnie tydzień przed swoimi 16 urodzinami). Została zamordowana przez swoją głupotę. Niedoszła bohaterka, miała przecież tak wielkie pomysły, jej plany pozostały jednak jedynie planami. Umarła nie spełniwszy swojego największego pragnienia. Nie zdołała zrobić nic pożytecznego dla świata, na zawsze pozostała samolubnym, nic nie wartym stworzeniem. Jej nazwisko nie zostanie zapamiętane przez nikogo, ponieważ takowego nie miała – pomyślała brunetka i wstrzymała oddech.
         -Stary, idziemy. Została tylko jedna osoba. Wyśle się kogoś na misje i ją wyśledzi. Nie traćmy czasu na zawracanie sobie nią głowy, jak już uciekła nie wróci.
          Do Laury w zwolnionym tempie dochodziły słowa jej byłego opiekuna. Jedna osoba... Czy może to oznaczać, że wszyscy prócz niej nie żyją? A może uznali, że tylko ona sprawia zagrożenie. Ona i Draco. Tak czy siak ten chłopak, któremu darowała życie był martwy. I może to, że nie żył było lepsze, teraz przynajmniej pewnej samotnej nocy nie zakradnie się do niej i jej nie zabije...
         Okej, masz rację – odparł drugi mężczyzna i zaczął odchodzić.
         Zanim zdążyli wyjść, drzwi od pokoju się uchyliły i weszła przez nie Ola. Teraz wszystko wydawało się jeszcze mniej sensowne.  
        -Dobrze się spisałaś – zwrócił się do niej opiekun. - Jesteśmy z Ciebie bardzo dumni, że dzieliłaś się wszystkim z nami. Pokazałaś ogromną lojalność. Doprawdy czeka cię za to wielka nagroda.
        -Dziękuję – odparła z uśmiechem – mogę wrócić już do centrum, czy jeszcze w czymś pomóc? Mam nadzieję, że z ciałami poradziliście sobie sami.
        -Pozostało jeszcze tylko jedno ciało – uśmiechnął się i jak gdyby nigdy nic wziął do ręki pistolet. Rozległ się strzał. Na podłogę zaczęła skapywać czerwona maź.
         -Jacy ludzie potrafią być naiwni – powiedział do swojego towarzysza. - Ona przez ten cały czas doprawdy sądziła, że jej jako jedynej pozwolimy przeżyć.
          Oboje wyszli z pomieszczenia. Laura wiedziała, że wciąż nie może wydostać się z ukrycia. Ktoś musiał jeszcze przyjść posprzątać, jednak czas tak bardzo się dłużył. W plecaku miała jedynie nóż. Reszta amunicji leżała w torbie na łóżku pod materacami. Miała tam także jedzenie i picie. Czując suchość w ustach powoli wyszła z szafy. Szybkim ruchem podniosła materac i wygrzebała torbę. I właśnie wtedy usłyszała zbliżające się kroki. Wiedząc, że nie zdąży zamknąć się w swojej kryjówce rzuciła się na podłogę. Umięśniony człowiek wszedł do pokoju, a ona powoli wczołgała się pod łóżko. Za każdym razem kiedy mężczyzna schylał się by zetrzeć ślad, dziewczynie wydawało się, że to już jej koniec. Gdyby tylko uniósł wzrok...
Po tym jak wyniósł zwłoki i wytarł krew obrócił się w stronę drzwi. Akurat, kiedy sięgnął za klamkę, brunetce głód dał o sobie znać. Nie zauważył jej nikt do tej pory, a teraz, kiedy wreszcie mieli odejść wydało ją burczenie. Instynktownie sięgnęła po broń, ale wiedziała, że nie może strzelić. Wtedy każdy przybiegłby zobaczyć co się stało, a ona nie miałaby szans. Nie była aż tak dobra by poradzić sobie z kilkoma wyszkolonymi przeciwnikami. Wprawdzie nie wiedziała nawet czy poradziłaby sobie z jednym „takim” przeciwnikiem. W końcu nawet nie była jeszcze szesnastolatką, jej doświadczenie nie mogło się równać ich. Jednak kiedy mężczyzna schylił się brunetka nie zamierzała poddać się bez walki. Po sekundzie lśniąca podłoga zabrudziła się kolejny raz.
Laura oddychała coraz szybciej. Kilkadziesiąt centymetrów od niej znajdowała się zakrwawiona głowa, w której oko wbity był nóż. Czerwona maź sięgała jej czarnych włosów. Dziewczyna ostrożnie wysunęła się spod łóżka. Tym razem nie zamierzała się nigdzie chować. Czuła bicie swojego serca, które jakby próbowało powtarzać jej, że wciąż jest żywa, że nie powinna tego zmarnować.
Spojrzała na bezimiennego faceta. Nigdy nie sądziła, że jej pierwszą ofiarą będzie ktoś z centrum. Otrząsnęła się szybko i ruszyła w stronę drzwi. Udało jej się przejść niezauważalnie przez budynek. Wreszcie wyszła na dwór. Skradając się cicho obok furgonetki coś przykuło jej uwagę, a mianowicie jej wnętrze. W środku znajdowały się zwłoki. Kilka zakrwawionych ciał przylegających do siebie.
Brunetka przez chwilę nie mogła się poruszyć. Gniew przepełnił jej całe ciało. Pragnęła zemsty, chciała patrzeć jak sprawcy tej zbrodni giną. Chwyciła za pistolet, ale oprzytomniała. Wiedziała, że byłaby to przegrana walka. Jeszcze przyjdzie czas na zemstę. Teraz musiała się zadowolić jedynie wspomnieniem zakrwawionej twarzy pracownika. To musi jej wystarczać, póki nie wymyśli jak skutecznie zabić wrogów.
Obróciła się i miała już biec, kiedy nagle ktoś wypowiedział jej imię.
_______________________________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze <3 Tak więc jeśli przeczytałaś/łeś zostaw po sobie znak, dużo to dla mnie znaczy :) 
Wiem, że dzisiaj trochę ten rozdział jest krótki, ale jestem z niego dumna, bo w końcu natchnęła mnie wena :D

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział V

Niebo było bezchmurne. Każda gwiazda wydawała się dodawać otuchy, a księżyc był niczym stróż oświetlający ciemne ulice. Tyle, że żadnej z tych rzeczy nie potrzebowała Laura. Sunęła ciemnym chodnikiem, a wokół panowała kompletna cisza. Może taką samotność mogłaby znieść. Kiedy na dworze mimo lekkiego chłodu, nie powiewał żaden wiatr, a wszystko wokół wydawało się uśpione. Może jeszcze sama nie wiedziała czego pragnie?
-Nie powinnam była tego robić. Ta decyzja była całkowicie bez sensu - pomyślała zbliżając się do budynku, w którym uczyła się zaledwie dwa dni i do, którego więcej miała nie wejść. Stanęła obok murów szkoły i rozejrzała się dookoła. Pustka. Wydawać by się mogło, że prócz niej nie ma tu żywej duszy.
Gniew. Tak jednak coś czuła. Była to obojętność pomieszana z odczuciem chęci rozwalenia stojących obok śmietników. A może to wcale nie był gniew, tylko coś, czego nie umiała nazwać. Ale czy to jej wina, że zostawili w niej same negatywne odczucia? Które i tak są zbyt słabe. Obojętność wygrała i miała już odchodzić, kiedy ciemna postać zaczęła zbliżać się do niej.
- Myślałam, że nie przyjdziesz - odezwała się Laura.
- To ja praktycznie nie wierzyłam w to, że się tu zjawisz. Szkoda, że nie uda mi się poznać Draco. Mógł być przydatny, o ile by się zgodził z nami współpracować. W busie jest jeszcze pięć osób. Co jest? - spytała Wiktoria spoglądając na brunetkę.
Laura zastanawiała się czy dobrze postąpiła. Może powinna zastanawiać się nad niektórymi wyborami dłużej niż kilka sekund, tak jak robi to większość osób. Czy to uczyniłoby ją bardziej „ludzkim”?
- Jeśli Draco się zgodzi z nami zostać na pewno będziesz mogła go bliżej poznać. Tymczasem pomóż mi go przenieść do tego twojego busu. Znajduje się kilka przecznic dalej.
- Czyli posłuchałaś mojej rady i go nie zabiłaś?
- Tak – Odpowiedziała Laura. Nie do końca zgodnie z prawdą bo podejmując decyzję kompletnie nie kierowała się słowami Wiktorii. Nie kierowała się niczym.
- Będzie lepiej jak podjedziemy tam busem.
- W ogóle skąd go macie?
- Ukradłyśmy z centrum. Nie powinni się zbyt szybko zorientować gdzie jesteśmy, kiedy już do tego dojdą nie będzie takie proste nas znaleźć.
- A co z twoim planem. Jak go zmieniłaś? - Spytała po chwili Wiktoria, udając się w stronę pojazdu.
- Później ci opowiem, jak będziemy już jechać. Teraz chcę znaleźć się jak najdalej stąd.
Po kilkunastu minutach wszyscy siedzieli już w dość luksusowym autobusie. Wciąż nieprzytomny Draco leżał na podłodze. Wygodne fotele były pozajmowane przez innych pasażerów i ich ekwipunek.
- Kiedy się obudzi? - Spytał chłopak w ciemnych, kręconych włosach.
- Nie mam pojęcia. Obawiam się, że lekko przesadziłam, ale obudzi się chyba na pewno. A nawet jeśli nie i tak mamy go przecież zabić jeśli nie będzie chciał do nas dołączyć. Nie będzie zbyt dużej straty. - odpowiedziała obojętnie Laura po czym dodała – Gdzie jedziemy? I kto prowadzi?
        -Zobaczysz jak już będziemy na miejscu. Aktualnie prowadzi Kuba, ale zmieniamy się co jakiś czas. Ty na razie nie jesteś wpisana w kolejkę, więc nie musisz się martwić – Odpowiedziała siedząca nieopodal Ola. 
         -Więc go nie zabiłaś? - Uśmiechnęła się Laura.
         -Cóż odbyła się mała bitwa, którą mieliśmy dokończyć kilka dni później – podwinęła rękaw i pokazała rękę obwinięta bandażem – Jak widzisz uciekliśmy i nikt nie musi na siebie polować. Ale i tak mu za to oddam.
Przez przyciemniane okna nie było prawie nic widać, choć i tak nie dałoby się rozpoznać drogi, którą jechali w tej ciemności. Dopiero kiedy słońce zaczynało powoli wschodzić Draco się obudził.
- Może ten środek nasenny nie był aż tak mocny – powiedziała Laura zastanawiając się jak zareaguj Draco, kiedy to wszystko zobaczy. W pewnym sensie porwali go, ale mimo to powinien się cieszyć, że jeszcze nie odszedł z tego świata.
Z początku błękitnooki chłopiec był lekko oszołomiony. Dopiero po chwili spojrzał na Laurę i wybełkotał – To jednak mnie nie zabiłaś kochanie?
Rozglądając się zatrzymywał po kolei wzrok na nieznanych mu twarzach. Ruda dziewczyna z piegami na twarzy ubrana była w obcisłą sukienkę i wysokie szpilki, siedząca obok niej blondynka była w sportowym, lecz ładnym stroju, niedaleko nich stojący wysoki chłopak grzebał w plecaku. Po drugiej stronie siedziały dwie brunetki rozmawiające ze sobą. Pierwsza z nich miała krótkie włosy sięgające ucha, drugiej lekko ciemniejsze sięgały pasa. Wszyscy wyglądali jak światowej sławy modele jadący właśnie na kolejną sesję zdjęciową.
- Postanowiłam dać ci szanse, skarbie. O ile można ci zaufać – odparła Laura - jeśli chcesz w ogóle z nami podróżować.
- Też propozycja, po prostu powiedz, że jeśli wam nie pomogę zabijesz mnie tak jak chciałaś zrobić na początku. Ze mną akurat mogłabyś być szczera.
- Po prostu możesz być przydatny, myślałam, że zechcesz z nami pozwiedzać świat. A szczerość jest przereklamowana.
- Może jakbyś zapytała i nie próbowała mnie zabić byłbym bardziej do tego nastawiony, ale nie narzekam. Chyba, że macie mnie torturować, w takim razie wybieram opcję kulki w łeb czy jakie macie tam sposoby. 
        - Jeszcze jakieś inne życzenia? - Laura spojrzała na Draco po czym zwróciła się do Wiktorii - może omówimy co dalej zrobić? Na pewno macie już jakiś plan.
        -Jak na razie mamy plan, by ułożyć plan. Chociaż w sumie mamy już lekki zarys.
        -Wtajemniczycie mnie w go?
- Oczywiście. Później ci wszystko opowiemy – odpowiedziała Wiktoria.
Później – odpowiednik nigdy, mówiony by zaspokoić chwilowo czyjąś potrzebę. Podobnie jak „jutro” - jutro na pewno będzie piękniejszy dzień, na pewno nauczę się wszystkiego, na pewno zrzucę 20 kg i wszystko się ułoży - westchnęła w myślach Laura.
Około czwartej słońce wzeszło na niebo i lekko rozświetliło zamazane zza szyb ulice. Przejeżdżali przez miasto. Nie jechali wcale przed siebie tylko do wyznaczonego i omówionego wcześniej miejsca. Brunetka przez chwilę zastanawiała się co by było gdyby to wszystko co powiedziała Wiktoria przez telefon okazało się kłamstwem. Z jednej strony układało się w sensowną całość, z drugiej mogła to być kolejna próba. Wyobrażała sobie jak dojeżdżają na miejsce gdzie czekają na nich opiekunowie. Wszyscy śmieją się z niej, bo ponoć zawsze zauważa każdego kłamstwa, a nie mogła dostrzec tak wielkiego. Najpierw strzelają do Draco bo on miał być tylko tłem, potem podchodzą do Laury. Z udawanym smutkiem mówią, że zawiedli się na niej, że pokładali w niej wielkie plany. Potem zabierają ją do centrum i umiera w cierpieniach, by pokazać co dzieje się kiedy ktoś łamie zasady.
Laura szybko odepchnęła te myśli. Czasem trzeba postawić na instynkt, a ona nie chce być więcej ich zabawką, ich własnością. Nawet gdyby to wszystko okazało się kłamstwem zawsze może uciec.
          Dopiero kiedy słońce zaczęło znikać za budynkami, a niebo znów robiło się ciemne pojazd zatrzymał się obok niewielkiego hotelu. Od jego jaskrawozielonych ścian odpadał tynk. Napis nad drzwiami brzmiał „ZŁO Y HOT”.
Laura zastanawiała się co oznaczał napis przed tym jak odpadły litery.
- Nie było lepszych hoteli? - spytała w końcu.
- Jak myślisz gdyby jednak spostrzegli naszą ucieczkę, gdzie najpierw by nas szukali, w kilku gwiazdkowym hotelu czy tej ruinie? – odparł chłopak niosący dwie duże torby. Widać było, że też nie jest zachwycony z miejsca noclegu.
W holu czuć było dużą ilość odświeżacza powietrza. Przy biurku stał chudy mężczyzna w okularach. Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś wszedł i odłożył gazetę.
- Witam! W czym mogę pomóc? - Spytał lekko chrypiącym głosem.
- Mamy rezerwację na jeden nocleg dla ośmiu osób.
- Ach, już sprawdzam – mężczyzna schylił się po coś po czym dodał – tak, jeden pokój trzyosobowy i jeden pięcioosobowy. Zgadza się?
Po chwili nastolatkowie ruszyli w stronę schodów. Dziewczyny miały mieć pomieszczenie nr14 a, chłopcy obok nich. Na początku wszyscy weszli do pokoju dziewcząt by omówić kilka spraw.
- Po pierwsze – zaczęła dziewczyna o imieniu Agata – Draco jesteś z nami? Można powiedzieć, że Laura uratowała ci życie bo i tak by cię zabili, a teraz masz jakąś szanse na przeżycie.
- Nie ma za co – dodała Laura.
- Mogła mi to wszystko wcześniej powiedzieć, a nie próbować mnie zabić po czym porwać, ale...
- Ciesz się, że zmieniłam zdanie bo nie byłoby co po tobie zbierać – uśmiechnęła się Laura
- Ale – dodał z naciskiem – mogłaby też nauczyć się nie przerywać. Mimo, że wam nie wierzę jestem z wami. Zresztą mam wybór? Nie przypominaj, że mogę wybrać śmierć, bo to żaden wybór – powiedział szybko widząc, że Laura chce odpowiedzieć.
- Chodzi też o to, że powinieneś być mi wdzięczny za to, że Cię uratowałam. Wiesz jakbyś trafił na kogoś innego... Zresztą proponujemy ci pomoc bo sam nie wiedząc o nich zbyt dużo byś sobie nie poradził. Myślisz, że gdybym cię zostawiła tam żywego długo byś taki pozostał? Myślisz, że nikt prócz mnie nie pragnie twojej śmierci?
- Myślałem, że tą sprawę już omawialiśmy i to trochę zabrzmiało jakbyś wciąż pragnęła mnie jednak zabić...
- Kobieta zmienną jest.
- W sumie jestem bardziej jak osoba porwana, a nie jak część zespołu. Jakbyście dali mi wybór podszedłbym do tego inaczej. Możecie pokazać mi jakieś dowody na to, że to wszystko prawda?
- Czyli mamy powiedzieć, że masz wybór, ty do nas dołączysz bo w końcu nam uwierzysz i wyjdzie na to samo, ale dla ciebie będzie lepiej. Przestań wszystko komplikować – odparła Laura.
- Mogłaś dać mi chociaż czas żebym się pożegnał.
- Z kim? Nie mów, że coś do kogoś czujesz żeby za nim tęsknić.
- Po prostu zawsze powinno się żegnać z tymi, których już nie zobaczysz. Taki mój zwyczaj.
- Przecież zobaczysz ich jeszcze debilu. Może za kilka lat jak wszystko ucichnie albo sprawy się jakoś pozytywnie potoczą. Chociaż i tak pewnie wtedy nie będzie ci się chciało z nimi spotkać...
- Przestańcie! - Zawołała Wiktoria – Mieliśmy omówić plan,a nie słuchać waszych idiotycznych przemyśleń.
- Z początku plan miał być taki by uciec jak najdalej i porzucić Draco zostawiając za nim kilka wskazówek, a kiedy pracownicy by go odnaleźli reszta grupy byłaby już na innym kontynencie. Dałoby to nam czas na ucieczkę - opowiadając to w Wiktorii głosie nie czuć było ani trochę zmieszania czy skruchy - Większość osób zdecydowała, że to się nie uda i wymyślili coś innego. Jest nas ósemka. Podzielimy się tak żeby było jak najwięcej grup. Każda para uda się w całkiem inne miejsce jak najdalej od innych i centrum. Będziemy mieć większe szanse bo nawet jeśli znajdą jedną czy dwie grupy reszta nie zginie. Uznaliśmy, że lepiej podróżować z kimś niż samemu. Oczywiście jeśli ktoś się uprze może iść w pojedynkę. Więc czy wszyscy chcą partnera?
Odpowiedź była jednoznaczna. Nawet jeśli by kogoś znaleźli mając sojusznika ma jakieś szanse na przeżycie. Zresztą samemu jest ciężej.
        -Więc dobieramy się w pary. Ja chcę mieć Laurę w zespole – Powiedziała Wiktoria.
        -W sumie ja też bym ją chciała. Niech sama zdecyduje z kim chce być – Uśmiechnęła się Monika.
        -Więc - zaczęła po chwili Laura – losujemy.
To nie był do końca dobry pomysł, ale ponieważ nikt nie pałał do nikogo z grupy nienawiścią nie było sprzeciwów. W sumie nie chodziło o sympatie do kogoś, a jedynie czyjeś umiejętności. Grupa nie była na jednym poziomie, ale każdy umiał wystarczająco dużo by sobie poradzić.
W końcu okazało się, że Wiktoria jest z Moniką, Agnieszka z Kubą, a Damian z Olą. Nikt nie musiał zgadywać czyja karteczka została do wylosowania. Oczywiście Laura mogła podróżować sama, ale wolała mieć kogoś przy sobie. Tylko czy zaprzyjaźni się z Draco na tyle by ten nie chciał jej zabić?
         -Nie boisz się, że ucieknę? Lub któregoś dnia kiedy będziesz słodko spała zakradnę się do ciebie po cichu z niewielkim nożem kuchennym... - zwrócił się do Laury, kiedy ta wyciągnęła karteczkę z jego imieniem. 
         -Nawet śpiąc bez trudu bym cię pokonała. 
         -Możemy się przekonać - odparł Draco odchodząc w stronę pokoju.

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział IV

Nikt nie ma pojęcia jak każde zdarzenie jest ważne w naszym życiu. Jedne głupie wagary mogą zniszczyć całoroczną pracę, którą wkładało się w ocenę z zachowania. Przez jedną głupią imprezę możesz zrujnować sobie życie, a przez jednorazowe branie narkotyków możesz popaść w nałóg. Niewielka rzecz zrobiona przypadkiem, małymi krokami może prowadzić do wielkich zmian. Jeden telefon w nieodpowiednim momencie może zniszczyć cały plan. A jedna zniszczona idea może zmienić nieodwracalnie życie...
Drrrrrrryń...Drrrrrrryń...
-Co za głupi dzwonek – powiedziała Laura. Stała w niewielkim pokoju, w którym okna zasłonięte były roletą. W ręku przez rękawiczkę trzymała niewielki nóż kuchenny. Miała już wszystko przygotowane, ustalone. Wystarczyłoby by zrobiła jedynie kilka niewielkich rzeczy, a wróciłabym do swojej codzienności.
Wprawdzie jej plan nie był nadzwyczajny, ale wystarczający. Wszystko miało wskazywać na to, że Amelia wpadła w furię i zadała chłopakowi kilka kutych ran. Nie zniosła kolejnych obelg ze strony znajomych z klasy, a w szczególności Draco. Po tym jak wstawił jej brzydkie zdjęcia do internetu z okrutnymi podpisami (które oczywiście wstawiła wczoraj Laura, choć wszystko wskazuje, że zrobił to Draco) załamała się jeszcze bardziej. Ponieważ nikt jej nie wspierał nie wytrzymała psychicznie i postanowiła popełnić samobójstwo. Zapłaciła za ostatnią noc swojego życia w ekskluzywnym hotelu (Laura wynajęła nowy pokój pod dane Amelii). Przez przypadek zobaczył ją Draco umówiony z Nikolom (która musiała nagle wyjechać w sprawach rodzinnych i według dokumentów już teraz leciała samolotem do innego kraju) postanowił z niej poszydzić i poszedł za nią. Amelia pod wpływem emocji, całkowicie zrozpaczona wzięła nóż kuchenny i dźgnęła go nim. Od dawna chciała się zemścić, ale nie wiedziała jak. Po tym czynie popełniła samobójstwo i na tym skończyła się ta smutna historia... Przynajmniej taki był pomysł.
Laura teraz musiała zadać jedynie kilka ostatecznych ran, zetrzeć ostatnie ślady, i włożyć ów nóż w ręce Amelii po czym ją zabić. Wyjść niezauważona. Telefon musiał oznaczać jednak coś bardzo pilnego. Każdy jej mówił, że będzie dzwonił tylko z najważniejszych powodów, że ma odbierać bez zastanowienia. Więc chwyciła telefon lewą dłonią i nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Cześć! – rozległ się znajomy głos.
- Coś się stało?
- Chciałam zapytać jak tam twoje zadanie. Masz już plan czy dopiero zaczynasz?
Przez chwilę Laura chciała rzucić telefonem i wrócić to zajęcia. Po co dzwoniła jej z taką sprawą? Miała jednak sporo czasu więc postanowiła dokończyć rozmowę
-Jestem w trakcie. Więc jeśli masz coś ważnego do powiedzenia streszczaj się.
-Okej... – jej głos zmienił się drastycznie. Nie był już wesoły. – Chyba nie warto już o tym gadać. I tak mi nie uwierzysz
-Powiedz o co chodzi - powiedziała zrezygnowanym tonem Laura.
-Widzisz... jest kilka spraw. Jesteś pewna, że cię nie podsłuchują?
-Tak, sama kupiłam ten telefon więc nawet nie wiedzą chyba, że go mam. Ale streszczaj się.
-Więc po pierwsze w centrum stracili trochę kasy, a sama wiesz jak utrzymania nas jest kosztowne... Wynalazek nad którym pracowali się udał... nowe pokolenie będzie od nas kilka razy „lepsze”. Wiesz co to oznacza? Kiedyś już tak było. Zabili tych najgorszych w czasie kryzysu. A kiedy mieli lepsze wyniki badań zrobili tak samo by było więcej miejsca dla nowych.
-Więc po co z tym do mnie dzwonisz? Ja na pewno nie należę do grupy, którą mieliby dać na pierwszy ogień. Ty zresztą też. To nas nie dotyczy.
-Noo, nie byłabym tego taka pewna. Bo po trzecie okazuje się, że wiele osób z naszego rocznika ma pewne wady. Pamiętasz jak wściekli się, kiedy dostrzegli, że Radek ma dysleksje? A po tym jak Ola musiała zacząć nosić okulary doszli do wniosku, że coś jest nie tak. Bo tylko w naszym roczniku zdarzyły się takie rzeczy. To niby nic, ale dla nich oznacza, że wynik eksperymentu nie jest do końca poprawny, a to może nieść ze sobą ponoć konsekwencje. Możliwe, że nie wszystkie dzieci mają ten problem, ale opiekunowie nie wiedzą jak to sprawdzić. Po co zresztą mają się trudzić skoro istnieje lepsze wyjście z takiej sytuacji, szczególnie, kiedy brakuje im funduszy.
-Ale nie jesteś tego pewna? To tylko twoje domysły...
-Moja i prawie całej reszty grupy. Nie chcesz to nie wierz, my mamy już plan. Mam tylko jedno zasadnicze pytanie, kogo dostałaś do ukatrupienie w swojej misji?
-Chłopaka ze strasznie dziwnym imieniem. Draco Hastings.
-Zaraz go sprawdzę. Przypadkiem nie ma piętnastu lat?
-Ma, ale co w tym dziwnego?
- A to, że każdy z naszego rocznika miał zabić swojego rówieśnika. I nikogo to nie dziwiło dopóki Aleksandra nie musiała zabić Kuby. Rozumiesz, tego Kubę z naszego centrum! Miała z nim niby walczyć i wykazać, że jest lepsza. To było jej misją. Udowodnij niby, że jesteś w stanie bez pytań i sprzeciwu wykonywać polecenia. Najpierw zrobili nam rozgrzewką, a teraz będą kazać zabić nam się nawzajem.
- Wow, dużo się dzieje, kiedy mnie nie ma przez kilka dni. I to niekoniecznie była rozgrzewka... Bo Draco jest dokładnie taki jak my. Nie chcieli go bo miał „problem”. Nie wiem czemu go nie zabili tylko oddali, ale on właściwie jest jednym z nas.
-W takim razie go nie zabijaj. Może się przydać. Możliwe, że wszystkie ofiary były jednym z nas , ale nikt się nie przyglądał tylko bezpośrednio działał. Przyjadę do Ciebie jutro, spotkajmy się obok twojej szkoły.
- Nie pozwolą Ci opuścić terenu.
-Chyba, że bym już do nich nie należała. Laura, ja uciekłam, tak jak wiele osób z naszego rocznika. Nie damy się zamordować. I tobie radzę zrobić to samo, jeśli chcesz żyć. Uczynili nas mądrymi i groźnymi bez naszej zgody, więc teraz się trochę z nimi zabawmy. Nawet jeśli mieliby nas oszczędzić nie będę ryzykować i słuchać ich głupich rozkazów, wiedząc że jesteśmy dla nich niczym więcej jak maszyną do zabawy i zabijania. Jeśli moją wadą jest to, że posiadam własne, jakże odmienne od ich zdanie nie mam zamiaru się przed nimi płaszczyć i iść ślepo za ich słowami. Jeśli jutro nie przyjdziesz więcej pewnie mnie nie zobaczysz.
- Okej, spokojnie. spotkajmy się o północy. Muszę mieć czas do namysłu.
Laura odłożyła telefon i usiadła.
Czy to co powiedziała Wiktoria może być prawdą? A nawet jeśli nie i tak było w tym zbyt dużo rzeczy prawdziwych. Traktują ją jak cudowną, niezwykłą rzecz, nie jak człowieka. Decydują za nią o prawie wszystkim, wcale nie może mieć własnego zdania. Mogą „wyrzucić” ją w każdej chwili, kiedy znajdą sposób na zrobienie lepszych zabawek. Była tylko ich laleczką, którą mogą wymienić na nowy model. Mimo wszystko z jednej strony lubiła centrum. Żyła w nim w wielkim dostatku.
Przed oczami stanął jej obraz życia po ucieczce tak jak żyje Amelia. Nikt nie zasługuje na taką biedę, kiedy wokół jest tyle bogatych ludzi. Nie powinno tak być. W „podziemnym domu” ma wszystko czego potrzebuje do szczęścia. Wszystko, prócz zrozumienia. Jednak co jeśli jej tam już nie chcą? Powinna uciec choćby dlatego by pokazać, że nie jest tylko zaprogramowaną na ich potrzeby istotą, że potrafi mieć swoje zdanie, które nie zmieni się w przeciągu kilku minut. Coś czego nie porzuci dla rzeczy materialnych. Ale czy na pewno? Przecież, kiedy była u nich znali jej każdy, ważniejszy krok, ulegała ich namową nie umiejąc dotrzymać postanowionego sobie celu. Teraz też tak będzie. Jest zbyt zmienna. Nigdy nie dotrzyma swoich postanowień. Nie umie poradzić sobie w jakże ciężkim, prawdziwym życiu. Ale przecież warto próbować. A co zrobi z Draco?
Mam go zabić? - pomyślała. Trochę głupie, że moją decyzją sprawię, że ktoś będzie żywy lub martwy. Jednak dużo rzeczy jest na tym świecie głupich, jedna mała głupota dużo nie zmieni. Przecież on jest mordercą. Możliwe, że uratuje przez ten czyn jego przyszłe ofiary.
Mimo wszystko nie chciała go zabijać. Nie wiedziała czemu, pragnęła dać tej osobie szanse. Może dlatego, że nie była pewna czy Wiktoria na pewno się zjawi, a nawet jeśli wszystko byłoby zmyślone chciała uciec. (Nie pragnęła samotnej wyprawy, a sądziła, że mogłaby namówić Draco do podróży) Ten cel wymierzyła sobie jako pierwszy, który na pewno dotrzyma. Zresztą czy to ona powinna decydować o czyjejś śmierci? Może skoro postawia się swoim opiekunom powinna zrezygnować z ich zasad. Tylko jak odróżnić co jest dobre, a co złe? Nie czując nic nie potrafiła dobrze decydować.
Trzeba stworzyć nową postać. Ma być dobra czy zła? A może coś pośrodku. Czy zabicie Draco należy do czynu dobrej postaci czy złej? Zabijając możliwe, że ochroni innych, ale sam czyn wydaje jej się okrutnie zły. A może pozwolić by poprowadził ją los? Podejmować decyzje kierując się przypadkiem i zobaczyć, gdzie ją to zaprowadzi. Dać się ponieść przeznaczeniu?
Laura wyjęła monetę. Reszka miała oznaczać życie, orzeł śmierć. Podrzuciła przedmiot do góry, czekając co moneta będzie jej kazać. Odsłoniła dłonią brzeg pieniążka.
Wskazywał orła.